Przeżywamy wyjątkowy czas, raczej niełatwy, ale na pewno dla większości z nas niepowtarzalny. Może wielu z nas ma więcej niż zwykle możliwości i czasu na modlitwę. Może też być tak, że choć chcielibyśmy być bliżej Pana, napotykamy na przeszkody, już nie z zewnątrz, jak to było dotąd – z zabieganego stylu życia – ale z własnego wnętrza, co może być niemałym zaskoczeniem. Odkrywamy nieporządek w nas samych. I albo się go wystraszymy i będziemy od niego (siebie) uciekać albo zmierzymy się z głębią Boga, siebie i rzeczywistości, wchodząc na poważnie w modlitwę.
Dajmy się zaprosić do tej drugiej możliwości!
Modlitwa pozwala widzieć więcej i głębiej, coraz bardziej tak jak Bóg. Prawdziwie. Ponieważ jest ona trwaniem pod Jego spojrzeniem, to Jezusowe patrzenie z czasem będzie się udzielać, jeżeli tylko ma komu. Jeżeli tam (przy Nim) nadal będziemy. W tym patrzeniu nigdy w modlitwie nie jesteśmy sami.
Bez Jezusa lub gdy odnosimy się do Niego zbyt rzadko, nasze patrzenie jest mocno zubożałe, fragmentaryczne, wykrzywione, jesteśmy zaślepieni.
Św. Jan od Krzyża tłumaczy, że dzieje się tak przez nieuporządkowanie naszych namiętności (apetitos). Są to siły w nas takie jak: nadzieja, lęk, radość i ból, które zostały stworzone jako energia na drogę ku zjednoczeniu się z Bogiem, ale przez zranienie pierworodnego buntu i nasze osobiste grzechy, złe nawyki, został w nie wprowadzony nieład.
Jedynym sposobem powrotu, scalenia nas na nowo, jest Osoba Jezusa, ku której się zwracamy
- poszukiwaniem umysłu, który oświecony wiarą, spotyka Prawdę,
- prostym spojrzeniem oczu na Niego – na Jego wizerunek oczami ciała i na Niego w naszym wnętrzu wzrokiem duchowym,
- kierując ku Niemu swoje uczucia, zapraszając Go do swoich przeżyć,
- angażując całą swoją osobę – ciało, psychikę i ducha w spotkanie z Panem
Chodzi o to, aby świadomie odpowiadać na zaproszenie tego największego przykazania:
Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił.
(Pwt 6, 5)
To nie jest mało, co możemy robić, łaska jest nam dana obficie.
To dążenie do większej miłości zmienia patrzenie.
Wtedy zaczyna się widzieć rękę Oblubieńca we wszystkim, nie tylko w pięknie i tym, co my spontanicznie nazywamy dobrem, ale i w każdym wydarzeniu, trudzie, cierpieniu i nawet śmierci -wtedy jeszcze bardziej ujawnia się, jakim On jest Mistrzem – to nie On zsyła na nas trudy (choć zdarza nam się tak w skrócie mówić, nawet w Piśmie Świętym spotkamy się z takim słowem, które musi być właściwie rozumiane –
to On daje śmierć i życie, wtrąca w otchłań i z niej wyprowadza 1 Sm 2, 6.
On przez to, że stał się Człowiekiem, wszystko (naprawdę wszystko, co przeżywamy) wziął na Siebie, nie tylko zewnętrznie, ale przyjął w Siebie i dziś wszystko, co od Ciebie pochodzi, po drodze odmienia się w MIŁOŚĆ.
Oto parafraza fragmentu poezji młodego Karola Wojtyły:
słowa Samarytanki:
…dziś miłość chciałaby sobie przywrócić ten ból…
Odebrać go Tobie i w siebie jak taśmę ostrą przewinąć…
Za późno, dziś każdy ból, który powraca od Ciebie,
Po drodze odmienia się w miłość.
To jest cud, którym mamy zawsze żyć!
Św. Jan od Krzyża radził: gdy cię spotyka jakieś cierpienie, szczególnie od ludzi – patrz właściwie – patrz na tę Rękę Oblubieńca, która daje miłość, która przemieniła wszystko. Czy ty zechcesz wziąć z Jego Ręki swoją rzeczywistość, już odmienioną?
Św. Teresa od Jezusa poznała nie tylko radość i spełnienie, ale i trud, ból, rozczarowania, odrzucenia, oszczerstwa, choroby, cierpienie, samotność. A jednak, patrząc na całe swoje życie, nie mogła powiedzieć nic innego jak to:
Misericordias Domini in aeternum cantabo – Miłosierdzie Pańskie na wieki będę wyśpiewywać!
Patrzenie na nasze życie – jego historię i to, co nas obecnie spotyka – razem z Jezusem, który dźwigał nasze boleści, zmartwychwstał i żyje w nas w Duchu Świętym, rodzi wdzięczność. Widzimy miłość i Ona budzi w nas odpowiedź miłości.
Tylko pozwólmy sobie trwać przy Jezusie.
Jego Miłość potrafiła uczynić z Krzyża – narzędzia przekleństwa – owocujące Drzewo Życia
O Drzewo Życiodajne, szlachetne w swej słodyczy,
wszak zieleń twych gałęzi wydaje owoc nowy.
(fragment Hymnu na cześć Krzyża Świętego – sł.: św. Wenancjusz Fortunat)
Jezus zawsze objawiał się Teresie jako Paschalny – czyli Zmartwychwstały, uwielbiony, piękny, ale ze śladami Męki. Stąd jej spojrzenie na Krzyż jest pełne wdzięcznej miłości, dostrzega zarówno Mękę jak i Zmartwychwstanie. W krzyżu objawiła się śmiercionośna moc naszych grzechów i jeszcze bardziej Miłość Boga, która zwycięża nasze zło i śmierć. Jezus Chrystus jest Wojownikiem, który poniósł wiele Ran w zwycięskim boju, bo “śmierć zwarła się z Życiem i choć poległ Wódz Życia, króluje dziś Żywy!” ( Sekwencja Wielkanocna)
W krzyżu jest życie, oparcie, sens, droga do nieba. Tak patrzy Teresa i stopniowo każda osoba modląca się – w jej życiu jest obecny krzyż – cierpienie, którego nie potrafi usunąć – ale oddała i wciąż oddaje go Jezusowi i wtedy przeżywa go i postrzega w Jego miłości. Karmi się owocami Krzyża i także ona sama przynosi plon Kościołowi.
Oto fragment modlitwy św. Teresy w formie poezji:
W krzyżu jest życie i pocieszenie.
W krzyżu jest nasze życie
i pocieszenie,
tylko on jest drogą
do nieba.
Na krzyżu jest Pan
nieba i ziemi,
i radowanie się wielkim pokojem
nawet gdy jest wojna,
wszystkie bóle wygania
na tej ziemi,
on sam jest drogą
do nieba
(…)
Święty krzyż
jest cenną oliwką,
która swym olejkiem nas namaszcza
i daje światło,
Duszo moja, trzymaj się krzyża
z wielką pociechą,
bo tylko on sam jest drogą
do nieba.
Krzyż jest drzewem zielonym
i upragnionym
przez Oblubienicę, która w jego cieniu
usiadła, by cieszyć się
swoim Ukochanym,
Królem nieba,
on (krzyż) sam jest drogą
do nieba
Dla duszy, która Bogu
cała się oddała,
i prawdziwie od świata
jest oswobodzona,
krzyż jest drzewem życia
i pocieszenia
i drogą zachwycającą
do nieba.
Odkąd na krzyżu znalazł się
Zbawiciel,
stał się on (krzyż) chwałą
i zaszczytem
i wytrzymaniem bólu
życiem i pocieszeniem
i najbezpieczniejszą drogą
do nieba.
(tłumaczenie wiersza własne, dosłowne)