Jak dźwigać ciężar samych siebie?
Wielu z nas pozostaje „zamkniętych” w swoich mieszkaniach.
Jak dźwigać ciężar osób, z którymi żyję?
Od jakiegoś czasu są to bliscy, z którymi spędzamy więcej czasu niż zazwyczaj, jesteśmy ograniczeni do małych wspólnych przestrzeni, bez możliwości przemieszczania się.
Czy jesteśmy w stanie odczytać to jako zaproszenie Jezusa do tego, by powtórzyć Jego gest?
Gest, który nas zbawił – On wziął na siebie cały ciężar grzechu, zła wszystkich ludzi, On nosił nasze boleści.
Jesteśmy zaproszeni do dźwigania tylko części słabości drugiego. I tak możemy doświadczyć radości uczestnictwa w dziele Jezusa – zbawieniu wszystkich ludzi.
Obarczyć się ciężarem innych, ograniczeniami i grzechami, niepowodzeniami, znosić niedojrzałość, zapominać krzywdy, nie nosić urazów, nie być złośliwym, nie oskarżać, nie krytykować, dawać czas, przyjmować wszystko, co nadwyręża naszą cierpliwość to noszenie boleści innych.
Jesteśmy do tego zapraszani, by nosić i znosić innych tak, jak sami jesteśmy noszeni i znoszeni przez wspólnotę, jaką jest Kościół. Nieść ciężar to znosić rzeczywistość drugiego bez upokarzania go, bez obojętności wobec słabszego, bez szukania swoich praw.
Brat dla chrześcijanina jest ciężarem – pisał Dietrich Bonhoeffer – dla poganina nie jest w ogóle ciężarem. To, co w nas jest jeszcze pogańskie, pozwala nam na obojętne przechodzenie obok drugiego, który mógłby nas obciążyć, nie podejmować trudu znoszenia inności drugiego.
Jezus pokazał nam przez swoje życie i mękę, że sposób kochania to współdzielenie, przyjęcie drugiego i jego ciężaru na siebie.
Kiedy drugi staje się ciężarem, to wchodzę w autentyczne braterstwo, które jest pasją. Zarówno w znaczeniu entuzjazmu pełnego zaangażowania jak i cierpienia.
Lecz dla nas często problemem jest dźwiganie własnego ciężaru.
Próbuję przerzucić na drugiego swój ciężar, swoje zło, kiedy krytykuję, oskarżam, osądzam, odrzucam, potępiam, gardzę… Wydaje nam się, że łatwiej jest walczyć z czymś, co jest poza naszą osobą i co nas bezpośrednio nie dotyka, dlatego próbujemy wyrzucić z siebie to, czego nie chcemy w sobie nosić. Ale to niszczy nasze relacje, a zło nie zostaje usunięte z naszego życia. Dzieje się tak wtedy gdy, chcemy by inni zachowywali się zgodnie z naszymi oczekiwaniami czy kiedy wyraźnie kogoś nie znosimy – osoba taka jest dla nas antypatyczna i nie ukrywamy wobec niej złości; kiedy przypisujemy własne uczucia, intencje innej osobie.
Teresa od Jezusa mówiła, że
cokolwiek byśmy nie robili dla innych, to tak naprawdę robimy to dla nas samych.
(Zamek wewnętrzny, siódme mieszkania, rozdział 4, św. Teresa od Jezusa)
Jeśli stosujemy przemoc w myślach, czynach, uczuciach, to przede wszystkim sami jej doznajemy. Wyładowując złość na innych, wyładowujemy ją na siebie. Sprawiamy sobie cierpienie, gdy nie odzywamy się do innych, trzymamy ich na dystans, dajemy do zrozumienia że ktoś nas zranił. Podobnie jest ze skłonnością do kontrolowania innych, wpływania na zachowania, posiadania przewagi. To pokazuje nam, jak trudno nieść nam siebie, to, że lękamy się doświadczać niemocy, zależności, zdania się na innego.
Czy wszystkie obecne ograniczenia, którym jesteśmy poddawani, nie zmuszają nas do uważniejszego przyjrzenia się sobie i zwrócenia się ku Chrystusowi, by dał nam łaskę upodobnienia nas do Siebie?