Święta Teresa, umierała ze słowami, które streszczały jej życie:Jestem córką Kościoła.

Kto wierzy, nie wierzy sam, jak pisze Benedykt XVI.

Św. Paweł rysuje obraz chrześcijanina jako członka Wspólnoty m.in. w słowach:

Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich.

To jest chrześcijaństwo – żyć razem z innymi, dla dobra innych. Żyć eklezjalnie. Ecclesiae znaczy Kościół, zwołanie.

Jeden z zarzutów stawianych osobom modlitwy to zarzut zamknięcia się w sobie ze swoim Panem Jezusem, w swoim prywatnym szczęściu, spokoju, w wyłącznej miłości oblubieńczej, która miałaby zamykać drzwi na innych. A przecież tak dużo trzeba zrobić dla świata, trzeba działać! Wyjść!

Pokusą jest i może być niewłaściwym przeżywaniem zaangażowania w relację z Bogiem zarówno izolacja, subiektywizm, uwaga skupiona tylko na mnie tak, że odcinałaby mnie od osób, spraw, wydarzeń jak i rzucenie się w aktywizm, żeby uratować świat…a swoją duszę zatracić – za cenę zaniedbania głównego dzieła życia – przyjaźni z Bogiem, która owocuje dla świata

Modlitwa wprowadza w komunię.
Tak jak Bóg zaprasza do komunii z Sobą każdego człowieka, tak człowiek, który się modli, przejmuje stopniowo ten Boży styl – przyjmuje do swojego życia drugiego jako gościa

Komunia, eklezjalność wcale nie przychodzi łatwo, bo znaczy to być w jednym Ciele Kościoła z wszystkimi, odczuwając grzeszność drugiego – szorstkość, kolczastość.

Teresa odczuwała głęboko rany Oblubienicy – Kościoła, widziała, co te rany  zadaje. Właśnie sama będąc Oblubienicą, troszczyła się o cześć Oblubieńca – Jezusa, o chwałę Jego Ciała.

To znaczy być w tej wielkiej zażyłości z Jezusem – nie dla własnej wygody, przyjemności, spokoju.

Teresa walczyła jak żołnierz dla Chrystusa, ale nie walczyła na oślep, niemądrze. Nie próbowała za wszelką cenę wyeliminować zła, ale działała dobrem, była gorliwa i postępowała z dobra w lepsze.

Jej walka to umacnianie Kościoła, przyczynianie się do jego piękna, zdrowia.

Zachęca nas dziś:

…skoro Bóg ma tak niewielu przyjaciół, niech ci niewielu będą prawdziwymi Jego przyjaciółmi

niech będą tymi, którzy chronią się razem z Wodzem – w Twierdzy – i stamtąd atakują nieprzyjaciela.

Chodzi o to, by zabiegać o to, co jest tym realnym dobrem dla Kościoła, co jest tą esencją, niosącą życie. Co daje nam łączność ze Źródłem?

Wiemy, że sami z siebie nie mamy dobra i nie możemy go wytworzyć, możemy je otrzymywać od Jedynego Dobrego i przyczyniać się do jego pomnażania.

Teresa pisze, że ten, kto się modli, każde dobro (to realne, które rozróżnia od pozornego) popiera, z każdym dobrem się łączy.

Na pytanie, co jest tą życiodajną siłą dla Kościoła odpowiada św. Jan od Krzyża we wprowadzeniu do 29. strofy Pieśni duchowej:

Największe dobro, zasługa dla Kościoła jest w modlitwie – w niej są siły duchowe:

W przestawaniu z Bogiem o wiele więcej i z mniejszym trudem dokonalibyśmy dobra jednym czynem niż tysiącem a to dla zasługi modlitwy i sił duchowych w niej zdobytych.

Inaczej wszystko jest jak uderzanie młota, czasem z małym albo żadnym skutkiem, a czasem nawet ze szkodą.

(św. Jan od Krzyża Pieśń duchowa strofa 29, 3)

Miłość nie jest bezczynna, ale nie jest aktywizmem, rozgorączkowaniem, zatraceniem się w działaniu bez umiaru.

Św. Jan z przekonaniem zaleca nie tysiąc  czynności, ale mniej i głębiej przez miłość, która wzrasta w modlitwie = łączności z Miłością:

Niech się zastanowią ci, których pożera gorączka działalności i którzy myślą świat wypełnić swym przepowiadaniem i dziełami zewnętrznymi, że o wiele więcej pożytku przynieśliby Kościołowi i o wiele milsi byliby Bogu, nie mówiąc już o dobrym przykładzie, jaki by dali, gdyby połowę tego czasu poświęcili na modlitwę i przestawanie z Bogiem…

Często błędnie oceniamy naszą pożyteczność, uczynki w kluczu im więcej, tym lepiej. Jednak wielości zaangażowań zwykle towarzyszy też większe rozproszenie, chaos przez pośpiech, nie do końca nam znane motywacje, a może brak tej jednej – ze względu na Chrystusa i tylko na Niego.

Na modlitwie poznaję i otrzymuję potrzebną łaskę do wykonania tego, co ja konkretnie mam do wykonania, nie gdzieś daleko, ale tu i teraz – to, co jest w moim zasięgu.

Teresa pisze, że nie mamy pomagać całemu światu, ale kochać tych, z którymi żyjemy.

Być człowiekiem modlitwy to być solą, która ma smak, która nie traci tego smaku.

Jan pisze:

Niech nas Bóg strzeże przed zwietrzeniem soli (Mt 5, 13). Bo choćby się wydawało zewnętrznie, że człowiek coś czyni, w istocie będzie to niczym. Jest bowiem prawdą, że dobre czyny dokonują się jedynie mocą Bożą.(cd.)

Modlitwa jest schronieniem – to prawda – jest twierdzą, do której się chronię, ale która też mnie uzbraja i wysyła do walki, do czynu.

Wobec osób modlących się krąży taka nagana, że to niepożyteczne, czym się zajmują, że marnują siły.

Jest wręcz przeciwnie – modlitwa czyni bardziej wydajnym, bo ktoś bardziej uporządkowany ( na modlitwie), już nie traci tyle czasu na ciągłe zbieranie się, już robi to, co do niego należy.

Teresa do końca była w drodze, podobnie św. Jan, sam pieszo poszedł do ostatniego swojego klasztoru, bo chciał ofiarować to cierpienie dla dobra innych.

Oni widzieli szerzej i głębiej. Taka perspektywa jest dla każdego, kto wytrwa przy Panu, w przyjaźni z Nim.

Modlitwa jest zdobywaniem czystej miłości, która najwięcej życia wnosi w Kościół.

Jedna osoba,trwająca przy Źródle więcej da dobra niż tysiąc rozproszonych na wiele zajęć. To jest ten zaczyn, którego niewiele wystarczy, by zakwasić całe ciasto.

Potrzebujemy zostawić nasze miary, które przykładamy do ludzkich dzieł.

To trudne, bo lepiej się czujemy, gdy dużo robimy, ale czy to jest z miłości i owocem jest większa miłość?

Św. Jan pisze:

to trwanie w miłości Bożej jest w takiej cenie u Boskiego Oblubieńca, iż zganił Martę za to, że chciała oderwać Marię od Jego stóp i zatrudnić ją innymi czynnościami ku posłudze Panu.

Marta sądziła, że ona czyni wszystko, a Maria, siedząca u stóp Pana, nic. W rzeczywistości jest przeciwnie. Nie ma bowiem działania pożyteczniejszego i konieczniejszego nad miłowanie.

Obyśmy wybrali z determinacją tę najlepszą cząstkę i zaangażowali się już na poważnie w modlitwę, która czyni dobro sama w sobie i owocuje zewnętrznymi czynami najwyższej jakości, bo mającymi początek w łasce Boga.

Nie czas zajmować się teraz błahymi sprawami w rozmowie z Bogiem

tak pisała do swoich sióstr św. Teresa.

I nas zapewne dziś zachęca, żebyśmy nie marnowali sił na coś, co nie daje życia, żebyśmy nie chodzili do popękanych cystern, które nie utrzymują wody ( Jr 2, 13 opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody), gdy już wiemy, gdzie szukać Źródła.