Brat Roger założyciel wspólnoty ekumenicznej w Taize, gromadzącej tysiące osób każdego tygodnia na modlitwie i dzieleniu się w grupach, w swoim dzienniku duchowym zapisał odpowiedź swojego przyjaciela, niewierzącego doktora psychiatrii, którego prosił o pomoc w leczeniu osób, które przychodzą prosić o pomoc. Odpowiedź lekarza brzmiała: dobrze, ale przysyłaj tylko te naprawdę ciężkie przypadki, bo przecież, wy chrześcijanie, macie tak wiele środków uzdrowienia.
Czy jestem naprawdę przekonany o tym, że Eucharystia to przewyższający wszystko środek zaradczy na nędzę i słabości? Jak to jest, że my chrześcijanie mając tyle środków uzdrowienia, mając Lekarza – żywego i realnego – Jezusa Chrystusa nie przyjmujemy Jego uzdrawiającej mocy i lekarstwa na dolegliwości, także cielesne, w Eucharystii, spowiedzi, czy na modlitwie osobistej. A nawet przyjmując Jezusa w Komunii Świętej, niejednokrotnie zajmujemy się tysiącem myśli i spraw ale nie Nim. Tracimy wtedy dogodny moment, by Go w nas posłuchać, przybliżyć się czy też poprosić, by obdarzył nas tym czego nam potrzeba. I tak pozostajemy samotni, puści, nieszczęśliwi, niespełnieni, chorzy, niespokojni, nierozumiejący siebie, nieakceptujący siebie. Nie modląc się w ciszy, nie rozważając Słowa Bożego, nie potrafimy tworzyć głębokich, prawdziwych relacji z innymi.
Może nikt nam nie powiedział, że wprawdzie milczenie, cisza, chwile refleksji odsłaniają w nas otchłanie zwątpienia, braku sensu, smutku, pustki, samotności, przemocy zadanej i tej doznanej, otchłanie winy, kłębiących się skłonności. Ale to te otchłanie w nas mogą być zamieszkane przez Obecność, czułość i bliskość Boga. To co jest tu konieczne to ufne oddanie się w ręce Boga, pozwolenie by działał w nas jak chce. I odkryjemy, że modlitwa prowadzi do szczęścia, że jest siłą do podejmowania życia wiarą, że prowadzi do pełni radości. Jezus mówi o Kościele: mój Kościół, troszczy się o niego, dlatego w nim znajdziemy wszystko co potrzebne. s. Jonatana