Sposobem pokazania sytuacji duchowej współczesnego człowieka może być obraz Edvarda Muncha przedstawiający człowieka opartego plecami o barierkę mostu z otwartymi w krzyku ustami z dłońmi trzymającymi głowę i z przerażenia zasłaniającymi uszy. A wszystko w ponurej i mrocznej atmosferze.

Człowiek krzyczy gdy jest mu źle, gdy nie czuje się dobrze, gdy jest zrozpaczony, pełen lęku i bólu, zraniony, rozczarowany, sfrustrowany, zniecierpliwiony. Kiedy krzyczy dziecko jest to dla nas normalne, zastanawiające jest, gdy krzyczy człowiek dorosły.

Największym cierpieniem współczesnego człowieka wydaje się być samotność. Możemy mieć dobrą, życzliwą atmosferę w pracy, spotykać ludzi na ulicy, w kościele, w sklepie, w autobusie, pociągu, „komunikować” się cyfrowo, być we wspólnocie, jakiejś grupie zainteresowań, a jednak być głęboko samotnym.

Kiedy wykluczam Boga ze swego życia, kiedy się nie modlę, wtedy Bóg jest dla mojego życia bez znaczenia, jest nikim. Wtedy nie jest już Bogiem, czyli Tym, który ma moc, który wszystko rozumie, wszystko słyszy, który mnie kocha i który ma moc wyrwać nas z bólu osamotnienia.

Jestem wtedy podobny do człowieka, który buduje swój dom i zapomina o oknach. Konsekwencją jest uduszenie przez brak decyzji o otwarciu, o dawaniu siebie, dzieleniu życia z innymi. Trzeba podjąć decyzję wychodzenia z poczucia pustki i uczenia się wchodzenia w relacje bez wrogości czyli bez używania innych, by zaspokoili nasz głód bycia niekochanym, nie zaakceptowanym, nie zrozumianym.

Modlitwa jest decydująca dla naszego życia, usuwa duszności. Tam gdzie znika, tam powstaje nudny i pusty świat. Zacznijmy od życia w świadomości Jego obecności, nasze życie i cokolwiek robimy niech będzie takim świadomym w wierze zanurzeniem się w Nim, w Jego mocy i mądrości. Niech to będzie taki pierwszy krok – wierzyć , że On na mnie patrzy, z miłością.

Człowiek jest tak skonstruowany, że wystarcza mu tylko Bóg nawet jeśli uparcie szuka zaspokojenia w czymś co nie nasyci.            

s. Jonatana