W jakimś sensie zajmuję się zawodowo niepełnosprawnością, a dokładniej teologiczną refleksją nad jej znaczeniem m.in. pytam więc skąd bierze się niepełnosprawność, czy jest ona Boża wolą, wynikiem ludzkiego grzechu, a może po prostu częścią ludzkiej kondycji?
Jestem prawie pewna, że gdyby nie moje osobiste spotkanie z osobami z różnego rodzaju niepełnosprawnościami (głównie z upośledzeniem umysłowym), nie byłabym zainteresowana niepełnosprawnością, gdyż zdecydowanie należy ona do tych rzeczywistości w naszym świecie, których wolimy unikać. Dopóki nie przydarzy się nam lub komuś nam bliskiemu, najczęściej wypieramy fakt jej istnienia z naszej świadomości.
A jednak, na szczęście, w moim życiu spotkałam osoby z niepełnosprawnością, to znaczy nie tylko spotkałam je na ulicy, ale poznałam, a więc zostałam dopuszczona do ich świata. Dlaczego na szczęście? Bo prawdziwe spotkanie z drugim człowiekiem zawsze jest cenne: odkrywa prawdę, daje radość, wzbudza miłość. Nie chodzi o to, że są oni jakimiś nadludźmi, aniołami, kimś wyjątkowym. Oczywiście, każdy człowiek jest wyjątkowy, nie mniej więc ani nie bardziej zupełnie wyjątkowe są osoby z niepełnosprawnościami, ale są też takie same jak my.
Kiedyś wydawało mi się, że życie z niepełnosprawnością jest równoznaczne z cierpieniem, szczególnie, jeśli jest to znaczna niepełnosprawność. Jednak przebywanie w towarzystwie osób niepełnosprawnych nauczyło mnie, że również oni mają lepsze i gorsze dni, czasem czują się szczęśliwi, czasem potwornie smutni. Potrafią być wściekli i czuli, lubić i nielubić, kochać i nienawidzić. Jednym z większych objawień było dla mnie to, że również osoby niepełnosprawne – nie tylko fizycznie, ale też umysłowo! – tworzą pary, „mają dziewczynę” lub „chłopaka”. I nie przeszkadza im to, że pewnie nigdy nie będę mogli wziąć ślubu, mieć dzieci, żyć samodzielnie.
Dla nich liczy się to, że ktoś ich pokochał, zachwycił się nimi, powiedział: „chcę Ciebie”. Szufladkujemy ludzi względem pewnej normy – jedni ją osiągają, inni nie, wtedy są ometkowani jako „niepełnosprawni”. Zapominamy jednak, że każdy z nas nie doskakuje do pewnych norm czy oczekiwań – jesteśmy w jakimś sensie niepełnosprawni.
Każdy z nas jest kruchy i podatny na zranienie, nie dotyczy to tylko osób niepełnosprawnych, choć w ich przypadku jest to wyjątkowo wyraziście widoczne. Oni są tacy sami jak my – „pełnosprawni”, choć trochę inni, często obarczeni większym trudem życia, nierzadko cierpieniem, jednak zawsze równi w człowieczeństwie.
Anna