Pewna młoda kobieta – matka i żona, której nagle umiera mąż, nie pogrąża się w rozpaczy, zachowuje wewnętrzny spokój. Pełna chrześcijańskiej nadziei nie tonie we łzach, nie jest przybita bólem, załamana i do głębi zrozpaczona. Wielu, niby wierzących, jest bezradnych i zaskoczonych wobec postawy wiary tej kobiety. Ona prawdziwie spotkała się z Miłością, która wszystkiemu nadaje sens.
Skąd taka jakościowa przemiana w jej życiu?
Kobieta długo kontemplowała Krzyż. Jej życie było modlitwą.

Czy wierzymy, że to w Krzyżu jest Jezusowi dana wszelka władza taka, jakiej nikt inny nie ma – władza nad sercem człowieka?
Więcej przykładów? No bo jak można kochać tego kto nas nie kochał; przebaczać 77 razy każdego dnia, kochać nieprzyjaciół, znosić krzywdy?
Jak można nosić blizny po przemocy i nie doświadczać urazy do tego kto ją zadał, a nawet wyrażać wdzięczność, miłość za to, że ta osoba była narzędziem w planie Opatrzności? Znam kobietę, która z wielkodusznością przebaczyła wieloletnią zdradę męża.
Skąd postawa u kobiety umierającej na raka, która na sugestie, że jest przecież młoda i umierać nie powinna, odpowiada :”A dlaczego nie ja, dlaczego ktoś inny ma umierać, a nie ja? Czy jestem lepsza od innych?”
Czy postawa biznesmena, którego odwiedza znajomy i nie wiedząc o jego bankructwie, prosi o pożyczkę, prosi o tyle ile mu zostało w portfelu. Pełen współczucia udziela mu jej wierząc,że Bóg zatroszczy się i będzie mógł na nowo rozkręcić firmę.
Oni wszyscy kontemplowali krzyż, próbowali wchodzić w rany Jezusa i dotarli do miłości. Uczyli się mniej myśleć o sobie, o własnej wygodzie i widzieć potrzeby innych. Oni się modlili.