Sześć miesięcy po zwiastowaniu narodzin Jana, anioł Gabriel zjawia się u młodej dziewczyny z Nazaretu. Scena ta jest nam dobrze znana, mam jednak wrażenie, że wciąż jest w niej wiele do odkrycia. Po pierwsze musimy uświadomić sobie kim jest Maryja. A jest ona nikim. Jest prostą dziewczyną z maleńkiej wioski na krańcach ówczesnego świata. Nie pochodzi ze znakomitego rodu i żyje w ubóstwie. W ówczesnym świecie nie było bowiem „klasy średniej”, pomiędzy bogatymi a biednymi była ogromna przepaść, można by ją przyrównać być może do obecnej sytuacji na świecie, z bogatą Północą i biednym Południem. Przykładowo w 2018 roku wg danych Banku Światowego PKB przypadające na jednego mieszkańca Monako wynosił 166 726 dolara, zaś na mieszkańca Burundi 275. W świecie Maryi dysproporcje były równie duże, jednak fizyczna bliskość biednych i bogatych była dużo większa. Po drugie musimy uświadomić sobie, rzecz z pozoru oczywistą: Maryja była kobietą, czy z naszej perspektywy nastolatką. Niemal nie do pomyślenia było, aby Bóg kierował swoją obietnicę do kobiety, a nie do mężczyzny. Jeśli w historii Izraela miały miejsce takie sytuacje, to były to wyjątki, z reguły działo się tak wyłącznie wtedy, gdy nie było już mężczyzny, do którego Bóg mógłby dotrzeć, z którym mógłby się „dogadać”, gdy wszyscy mężczyźni zawiedli… Gdy Bóg wybierał kobietę, odczytywano to tak, jakby Bóg chciał zawstydzić mężczyzn. Wydaje się jednak, że w tamtym czasie mogli znaleźć się jacyś mężczyźni godni zaufania – jednym z nich był przecież z pewnością Józef. A jednak Bóg zwraca się do dziewczyny. Co więcej, Maryja podejmuje decyzję o przyjęciu Bożej propozycji zupełnie autonomicznie, nie pyta o zdanie Józefa, ani swojego ojca, ani żadnego autorytetu religijnego, nie pyta też o zdanie żadnej kobiety, na przykład swojej matki, choć ma przecież dopiero kilkanaście lat… Maryja nie wydaje się być więc uległą kobietą, ale kobietą pełną hartu ducha, odważną i ufającą przede wszystkim Bogu. Czasem wydaje się nam, jakby wolność Maryi była pominięta w całej tej historii, jednak nie jest to prawda, gdyż Maryja mogła zdecydować zupełnie inaczej… Mając taką matkę, Jezus nie mógł wyrosnąć na człowieka bez charakteru, co potwierdza Ewangelia, gdy opisuje Jego publiczną działalność. Jezus „robił swoje” nawet wówczas, gdy inni uważali Go za szaleńca, a nawet, gdy groziła Mu śmierć. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że wybór Maryi na matkę Chrystusa był w pewnym sensie przygotowaniem charakteru Jezusa.