Beze Mnie nic nie możecie uczynić – mówi Pan Jezus, ale i bez nas – bez ciebie, beze mnie – wiele nie może uczynić w naszym życiu.

Wszystko przez naszą wolną wolę

Pewnie zdarzyło się nam narzekać na tę naszą kondycję, nieraz może nam się wydawało, że lepiej, żeby jej nie było, bo nasze dobre postanowienia są często tak nietrwałe, zmienne jak wiatr…

Święta Teresa też wypowiadała się w podobnym tonie:

Och, Panie mój, jakże wielkim darem Twoim jest to, że nie pozostawiłeś w mocy tak nielojalnego chcenia, jak to moje, wypełnienie się Twojej woli!

(Droga doskonałości 32, 4)

A w innym miejscu modliła się:

Nie wlewaj, Stwórco mój, tak drogiego płynu do naczynia tak kruchego, bo tyle razy już widziałeś, że go zawsze uronię. Nie składaj takiego skarbu tam, gdzie jeszcze nie są tak, jak być powinny, umorzone żądze pociech tego życia. Jak możesz obronę tego miasta i klucze tej twierdzy powierzać w ręce takiego niewalecznego dowódcy, który za pierwszym atakiem, nieprzyjaciela wpuści w bramę? Nie bądź, o Królu przedwieczny, takim zapamiętałym miłośnikiem, byś miał wydawać na poniewierkę takie kosztowne klejnoty!

(Życie 18, 4)

Wiele razy doświadczyła i my pewnie też, jak bardzo potrafimy przeszkadzać Bogu swoim opornym „nie”, albo niepełnym „tak”.

Często, gdy nie jesteśmy świadomi siebie, całą odpowiedzialność łatwo przerzucamy na Boga, modląc się gorliwie, aby nas od jakiejś wady uwolnił, z czegoś uzdrowił, do jakiegoś dzieła posłał i dziwimy się, dlaczego On tego nie robi? Pytamy: Może się źle modlę? Może dołożyć jakąś nowennę?

Jeżeli rozumiemy modlitwę jako relację z Bogiem, obejmującą całego człowieka i każdą chwilę życia, to możemy powiedzieć, że rzeczywiście,  czegoś brakuje naszej modlitwie. Coś jest nie tak, gdy brakuje na niej nas samych, z całym naszym wnętrzem, przeżyciami; w rozmowie, spotkaniu brakuje jednej strony…

To oczywiście nie znaczy, że mamy łatwo oceniać modlitwę, jej owocność, patrząc na nią przez pryzmat naszej niecierpliwości. Potrzeba wytrwałości i zaangażowania całej osoby.

Wyobraźmy sobie taniec, a właściwie taką sytuację, gdy jedna z tańczących osób w parze jest zaangażowana, stawia kroki i oczekuje na to samo od drugiej osoby. Ona jednak stawia opór, nie współpracuje, zmienia kroki lub jest sztywna jak kołek…

Wtedy raczej zobaczymy dziwne  „zapasy” niż piękny, harmonijny taniec.

My również, wprawdzie dajemy się Panu Jezusowi „zaprosić do tańca”, ale nierzadko nie pozwalamy Mu się prowadzić i przeszkadzamy Mu, opieramy się.

Pan Jezus skarżył się kiedyś s. Faustynie, że są dusze (osoby), które udaremniają Jego wysiłki, ale… On się zniechęca.

Opieramy się Panu, a On wciąż wytrwale nas zaprasza. Taka jest Jego Miłość.

W czym problem?

Dlaczego deklarujemy, że chcemy, a w praktyce już nie ?

Pisał już o tym św. Paweł:

O grzesznym człowieku, starym człowieku, który wciąż dochodzi do głosu. Wciąż wracamy do starych żądz, z których Jezus już nas uwolnił. Paweł woła: Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała ( z tych grzesznych tendencji), co wiedzie do tej śmierci?

Parę set lat później tak pisał późniejszy święty Augustyn:

Nie jest to jakieś niewytłumaczalne zjawisko — częściowo chcieć, częściowo nie chcieć — lecz choroba duszy, polegająca na tym, że umysł nie cały dźwiga się w górę ku prawdzie; w dół go ciągnie siła przyzwyczajenia.(Wyznania)

Ale sama silna wola, którą może się ktoś chlubi, nie wystarczy.

Może na jakiś czas. Prawdziwą siłą napędową, siłą życiową dla całej osoby jest Miłość Jezusa, być w Nim zakochanym, zranionym Jego miłością tak, że już nie możemy bez Niego żyć. Wola jest siłą ( władzą) stworzoną do miłości. Na niej Bóg we Chrzcie zaszczepił swą własną ( Boską) cnotę miłości.

To jest całe dążenie Serca Boga– żebyśmy chcieli być kochani i byśmy chcieli kochać tak jak On.

Potrzeba nam dać się uwieść przez Niego, jak tego doświadczali prorocy. Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść, ujarzmiłeś mnie i przemogłeś (Jr 20,7)

Teresa mówi o tym rozkochaniu w Jezusie słowami w komentarzu do Pieśni nad pieśniami (Pnp1,1) (Komentarz do Pnp 2, 30) :

Niech mnie pocałuje pocałunkami Swych ust, bo Miłość Twa lepsza od wina 

…nie przestawajcie błagać o tę przyjaźń i pokój, o jakie prosi Oblubienica, ze łzami nieustającymi i pragnieniem.

 

Tylko jego Miłość jest na tyle wielka, pociągająca, żeby zbladły inne pociągające miłostki, które osłabiają naszą wewnętrzną jedność. Dopóki się jej nie powierzymy, będziemy stali w rozkroku, będziemy próbowali dzielić serce na coraz to mniejsze kawałki, bo pożądań= apetytów będzie coraz więcej.

Teresa zachęca:

Proś razem z Oblubienicą

a otrzymasz ten żar miłości, proś wciąż, pragnij tej miłości większej niż śmierć, szukaj, przychodź i pij z tego Źródła, które jedynie może zaspokoić Twoje serce.

Jego Miłość oczyszcza, wyostrza wrażliwość, pozwala dostrzec subtelności, rozpoznaje, co jej przeszkadza, co ją niszczy, daje poznanie siebie. Miłość Chrystusa nas scala i prowadzi do jedności woli z Jego Wolą, a to jest rzeczywisty cel modlitwy, tak pisała św. Teresa – do tego to wszystko prowadzi, aby chcieć tego samego, co Bóg i tego samego nie chcieć, czego i On nie chce.

Z miłości wypływa zaangażowanie. Wiemy, że, gdy jesteśmy w kimś zakochani wiele potrafimy znieść, podjąć, aby się podobać, aby sprawiać radość, aby podobnie czuć, myśleć.

Chcemy kochać nie tylko słowami, ale chcemy razem działać, mieć wspólne pasje, zbudować coś razem.

Św. Teresa pyta: dlaczego nie mielibyśmy takiej miłości i jeszcze większej okazywać naszemu Panu?

Czy Jemu miałoby być obojętne to, czy Go czule kochamy czy nie, skoro tyle dla nas wycierpiał z miłości?

Zawsze jest czas powołania, wezwania, zaproszenia do większej miłości, do wspólnego dzieła.

Nie jest istotne czy czuję się nie na siłach, nie jest przeszkodą słabość, ale to, czy oprę się rzeczywiście na Tym, który wzywa i odnajdę to Jego wezwanie w swej głębi, bo On je tam już od początku złożył.