Jeśli na przykład lubię ogrodnictwo (to może być każde inne zainteresowanie), to spożytkuję swe siły na uprawianie ogrodu. Znam swoje kwiaty, zdobywam informacje na temat sposobu pielęgnacji, nowych gatunków, rozmawiam o tym z przyjaciółmi. Wstaję wcześnie rano aby je pielęgnować, bo znam je wszystkie po imieniu. Jestem gotów zrezygnować z wakacji, z wypoczynku, z rozrywki, ze spotkań, żeby tylko troszczyć się o ogród. Stopniowo staje się on częścią mojego „ja” lub wręcz moim „ja”, tak iż mogę powiedzieć, że stanowimy jedność. Jeśli jakiś samochód najechałby na moje kwiaty czułbym się jakby mi to ktoś samej zrobił. Ogrodnictwo nie zawsze w pełni satysfakcjonuje, czasami wyciska poty, zawsze wymaga trudu, uwarunkowane jest od deszczu i słońca, czasami rozczarowuje, lecz mimo to „lubię je” i dlatego się nim zajmuję.
A czy wiara zajmuje centralne miejsce w moim życiu? Czy ja skierowuję całą energię, uczucie, pragnienie na istniejącą osobę Chrystusa? Czy ktoś z zewnątrz mógłby zaobserwować u nas podobną postawę gotowości skierowania własnej energii na relację, na osobę Chrystusa? Czy dla naszego „ja” Bóg nie jest jakąś mumią w muzeum, którą możemy historycznie poznać, ale trudno jest ją kochać?
Takie „mumifikowanie” Boga nie jest trudne. Wystarczy Mu wyznaczyć drugorzędne miejsce w życiu, dać Mu bierną rolę. Wtedy naszą religijność można by nazwać funkcjonalną, która jest zbiorem wierzeń, modlitw, postaw etycznych służących zaspokojeniu moich potrzeb, wypełnieniu pustki, uśmierzaniu lęków, łagodzeniu niepokojów, dającą pocieszenie, gwarantującą wysłuchanie próśb, może i służącą jako ucieczka od życia codziennego, w którym jest wiele frustracji, rywalizacji. Ale jest jeszcze inna religijność, tzw. osobowa, która odnosi się do Boga, który przemawia do mnie na szereg sposobów, który komunikuje Swe pragnienia, które są różne od pragnień czysto ludzkich. Miłość, Bóg, który jest Miłością, domaga się naszej odpowiedzi, która wyraża się we wzajemności. A to oznacza, że pragnienia Boga stają się moimi i kształtuję własne życie według Jego kryteriów. Jeśli zbanalizujemy tę prawdę, to pozostaniemy dziećmi, zadowolonymi z tego, że jest ktoś, kto o nas myśli i które starają się jedynie nie sprawiać przykrości.