Podczas modlitwy ksiądz poprosił dziewczynę, za którą się modlił : „powiedz Jezus jest Panem”. Powtórzyła. Ale kiedy poprosił o wypowiedzenie: „Jezus jest moim Panem” nie była w stanie tego wypowiedzieć. Okazała się zniewolona.
Ten dialog pokazuje, że nie wystarczy dla nas wierzących katolików wyznawać Jezusa Panem, Zbawicielem, Odkupicielem. Chodzi o to, by wyznać wiarę w Jezusa, który jest moim osobistym Panem, osobistym Zbawicielem. Co to dla nas znaczy? Czy kiedykolwiek szczerze modliliśmy się w ten sposób?
Jezu uznaję Cię od dziś moim osobistym Panem. Kieruj moim życie, prowadź mnie, jak sam chcesz.
Ja pierwszy raz bardzo świadomie wypowiadałam ten akt oddania w wieku 20 lat i od tego momentu rozpoczęła się droga mojego nawrócenia. Od tej chwili Jezus stał się Osobą, którą na modlitwie pytam o wszystko. Powierzam Mu każdy mój wybór, każdą relację, rozmowę, nawet decyzję wyjazdu czy wydania pieniędzy.
Zaczęłam się zmieniać.
Coraz bardziej dostrzegam, że jestem obdarowana, a nie, że wszystko jest efektem moich wysiłków, starań, pracy.
Kiedy ofiarowujemy Bogu życie, zaczyna On na modlitwie czy w wydarzeniach dnia, czy przez innych ludzi, pokazywać rzeczy, które są dla nas ważniejsze od niego: rodzina, pieniądze, kariera, sukces, przyjemności, wycieczki, wygląd, itd. A potem zaprasza do oddania Mu tego. Nie chodzi o to, że nam zabiera (choć czasem robi to dla naszego dobra), ale że układa. Albo raczej my – wchodząc na drogę nawrócenia, która jest owocem panowania Boga w naszym życiu – zmieniamy myślenie i przewartościowujemy nasze życie.
Wszystko po to, by rzeczy nie panowały nami, by relacje nas nie zniewalały, by nic ani nikt nie kierował naszymi wyborami, żebyśmy mieli nasze życie we własnych rękach. By przyjąć Jezusa jako osobistego Pana, potrzeba nam Ducha Świętego. Mamy Go, został nam dany. W Nim możemy się modlić, możemy pójść za wezwaniem św. Pawła:
Jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg wskrzesił go z martwych, osiągniesz zbawienie.”( Rz 10,9)
Kiedy moja wiara była jeszcze wiarą z tradycji,
a nie świadomym wyborem, kiedy traktowałam ją bardziej jak coś uciążliwego niż łaskę, myślałam, że na miłość Boga trzeba sobie zasłużyć. Nosiłam w sobie nieprawdziwy obraz Boga. Nie był On dla mnie wtedy Ojcem, który kocha bezinteresownie, pomimo grzechu i słabości. A przecież kocha najmocniej, bo zostawia 99 owiec, a idzie i szuka tej, która się zabłąkała, przecież czeka z tęsknotą na marnotrawnego syna, przecież siada z grzesznikami przy stole, jada z nimi. Ja w słabości wolałam się „chować” jak Ewa w raju i czekać, że może ominie mnie kara, niż wierzyć, że spojrzenie Boga będzie miłosierne, zbawiające. Odkrycie prawdziwego obrazu Boga, doświadczenie łaski nawrócenia wyzwoliło moje serce od lęku.
Pewnie większość z nas tak kiedyś myślało albo nadal myśli. Wydaje nam się, że kiedy coś dobrego zrobimy, to może będziemy mieli szansę na zbawienie. Chcemy dobrym życiem i postępowaniem, wypełnianiem prawa, ascezą, dobrymi czynami na nie zasłużyć.
Prawda jest taka, że w żaden sposób zbawienie nam się nie należy.
Bóg zbawił nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami, gdyśmy byli jeszcze bezsilni. Jesteśmy zbawieni z darmowej łaski Boga, przez wiarę, nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił.(por. Rz 5, 6; Ef 2, 8, 9)
Nawrócenie, czyli metanoia = zmiana myślenia jest odwróceniem się od błędnego sposobu myślenia, według którego nie potrzebuję Boga, mogę sobie poradzić sam, swoim własnym wysiłkiem dosięgam nieba, ale i w drugą stronę od takiego fałszywego poglądu, według którego Bóg przemienia mnie bez mojego udziału, od takiego pojmowania łaski, która działa magicznie, nie biorąc pod uwagę działania osoby.
Ani samowystarczalność ani bezczynność.
Nawrócenie do Boga jako sposób życia jest pełnym zaangażowaniem w dążenie ku Niemu a odwróceniem się od tego, co w tym przeszkadza. To zaangażowanie jest darem łaski. Bóg tak nas szanuje, że chce naszej współpracy, stawania się dorosłymi w wierze.
Gdy Bóg dotknie serca człowieka oświeceniem Ducha Świętego, człowiek ani nie pozostaje obojętny, bo przyjmuje natchnienie, które mógłby przecież odrzucić, ani sam bez łaski nie może wolną wolą skierować się do sprawiedliwości wobec Niego. (KKK 1993)