Teściowa ma ogródek, on kury.
Trzeba pilnować, by kury nie pustoszyły ogródka.
Zrobił ogrodzenie z siatki. Potrafiły się wymknąć.
Gdy groził im kijem wracały na swoje miejsce.
Pewnego dnia nie wystarczyło pogrozić. Musiał wyjść i wymachiwać kurom przy kuprach kijem, żeby uciekały z ogródka.
Nieopatrznie jedna z nich dostała! Zaczęła kuleć, a inne kury dziobać ją i zrzucać z grzędy.
Wziął ją na ręce, zaniósł do domu. Tak mu się jej żal zrobiło. Chciał by doszła do siebie. Karmił, głaskał i żałował, że uderzył.
Gdy tak siedział z tą kura na rękach, przypomniała mu się Matka Boża, której skradziono korony.
Zastanawiał się dlaczego właściwie i jak ma Jej wynagrodzić, bo księża do tego wzywali.
Wtedy olśniła go myśl, że bardziej jako żywą istotę, której okazał współczucie, potraktował kurę niż Matkę Bożą, której sprawiono przykrość.
Gdy pomyślał o Maryi jako o żywej Osobie, już wiedział dlaczego i jak ma jej wynagradzać, nawet w każdą sobotę miesiąca.