Patrzę na zegarek, godzina 7:10 nie pojawia się ani Pan Adam, który nadzoruje pracę nad budową kaplicy, nie ma także także trzech górali o imieniu Rafał, Janusz i Marcin, którzy pracowali przez dwa dni po 12 godzin nad konstrukcją drewnianą. Zaczynali pracę o 7:00.
Ogarnęła mnie radość i wdzięczność. Przypomniałam sobie sen jaki jedna z nas opowiedziała nam kilka tygodni wcześniej. Zrozumiałam. że już nie przyjdą , bo tak jak pojawili się niespodzianie wysłani przez ojca jednego z nich o imieniu Józef tak odeszli zrobiwszy swoje.
A oto sen:
„Do drzwi zapukał mężczyzna w tunice takiej jak my nosimy, przepasany sznurem.
„Czy jest już ta robota w drewnie?” – zadał pytanie.
„Nie wiem kiedy będzie, bo nie mamy jeszcze drewna” – odpowiedziałam.
To proszę mi dać znać jak będzie” – on na to.
„Czy zostawi pan jakiś kontakt?”
„Mam na imię Józef. Nie mam adresu, raz jestem tu, raz tam. Proszę mi dać znać.”
Wydawał się bardzo zniecierpliwiony i zainteresowany tą pracą w drewnie u nas.
Na tym sen się skończył”
Bóg jest naprawdę Bogiem niespodzianek. Razem z nami przeżywa naszą codzienność.
A Święci w niebie, jak powiedziałaby św. Teresa od Jezusa, są bardziej żywi od niejednych żyjących na ziemi.