Częstokroć słyszymy, że do zakonu idą ludzie, którzy doznali zawodu miłosnego… jak to było z tą miłością u Siostry?
Wstąpiłam do Karmelu, bo doświadczyłam miłości tej braterskiej i tej bezinteresownej samego Boga, moich rodziców i bliskich. Sama nie potrafiłam kochać i uczę się wciąż albo inaczej otwieram na bycie obdarowywaną. Bóg wlewał we mnie miłość na modlitwie i w sakramentach świętych. moje życie było otwieraniem się na Bożą miłość poprzez ludzkie więzi, więzi przyjaźni. Dla mnie takim miejscem przebudzenia uczuciowego i początku kontaktu z samą sobą był roczny pobyt w Taize /tam żyje wspólnota braci założona przez brata Roger, ich gościnność gromadzi młodych z całego świata i różnych wyznań na wspólnej modlitwie i dzieleniu się wiarą/. Tam uczyłam się budować więzi braterstwa, wspólnej modlitwy w ciszy, dzielenia Słowem Bożym, wspólnej pracy.
Pamiętam moje pożegnanie z hindusem Patrikiem, stałam na drodze i krzyknęłam do oddalającego się chłopaka, że go kocham. Po raz pierwszy w życiu powiedziałam komuś, że go kocham, dodatkowo nie było to w języku ojczystym, ale wtedy jakbym słyszała otwierające się z trzaskiem zamki we mnie samej. Wtedy niczym przez otwarte drzwi wszedł w moje serce Bóg.
To otwieranie się na Boga i innych było kontynuowane w zakonie, poprzez nieustanne nawracanie, modlitwę, która jest poznawaniem siebie, poprzez autoformację z towarzyszeniem ojca duchowego. Dopiero po wielu latach mogłam powiedzieć, że przeżywam siebie jako kobieta, jako chrześcijanka, jako matka dusz mi powierzonych. Dojrzewam wciąż. Kościół i Maryja, to dwie kobiety, które czuwają nad wzrostem życia duchowego każdego z nas, czuwają i nade mną.
Proszę opowiedzieć coś o latach spędzonych w Chropaczowie.
Cenię sobie czas spędzony w Chropaczowie. Wspomnę cztery konkretne wydarzenia z życia przy parafii, o tym jak kształtowały, pomagały w odkrywaniu własnej tożsamości, jak rozbudzały pragnienie wspólnoty, życie w komunii z innymi. I tak:
Katechezy szkolne w salkach przy kościele. Pamiętam katechetkę panią Bogacką, odprowadzaliśmy ją na tramwaj, ona rozmawiała z nami, a my chcieliśmy z nią być i jej słuchać. Salka katechetyczna była dla mnie takim domem i miejscem doświadczenia Boga we wspólnocie.
Nabożeństwa do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i te o nowe powołania w czwartki.
Prosiłam Maryję o dar powołania. Wiedziałam, że muszę o ten dar prosić, bo proszenie rozszerzało serce, a pragnienie coraz bardziej rozpalało. I tutaj myślę o tych kobietach- parafiankach, które swoją modlitwą wstawienniczą wciąż są płodne w Kościele.
Wyjazd do Taize, na tygodniowe spotkanie z objazdem po Europie, jakie zorganizował dla młodych z parafii ks. Lasota. Wspólne pielgrzymowanie wzmacniało więzi we wspólnocie.
Spotkanie przy herbacie na probostwie młodzieży pracującej i studiującej, proboszczem był wtedy ks. Gacka. Można powiedzieć że Ks. Proboszcz zaprosił i zgromadził nas w swoim domu. Gościem był duszpasterz młodzieży akademickiej ks. Puchała. Pamiętam dobrze smak tamtego spotkania i herbaty. Potem jako studentka zaglądałam do duszpasterstwa w Katowicach.
Ks. Proboszcza Eugeniusza poznałam na krótko przed wstąpieniem, uczestniczył we wszystkich ważnych wydarzeniach mojego życia i także w tej największej przygodzie wiary, która dopiero oficjalnie zaczęła się niedawno, bo 2 lutego br. kiedy to powstała nowa wspólnota w Kościele mocą dekretu Biskupa Wacława Depo. Ale o tym więcej nieco później.
Te wszystkie wydarzenia były takim przebłyskiem, doświadczenia Kościoła jako wspólnoty wspólnot i Jezusa który nieustannie gromadzi rozproszonych. Wspólnota, życie w niej, w obecności Jezusa, który jest żywy i działający, to nasza najgłębsza tożsamość, dlatego jej szukamy, bo tam odkrywamy szczęście, realizujemy siebie. Ta potrzeba bliskości z innymi jest głęboko zapisana w naszym sercu, była wielką tęsknotą mojego serca nawet jeśli nie od razu to rozumiałam. Nosimy w sobie obraz Boga, Osób Trójcy Świętej żyjących w komunii ze sobą. Dlatego nie zrealizujemy siebie jeśli nie spotkamy się wpierw z żywym Bogiem w nas, a później we wspólnocie z drugim człowiekiem.
Może powiedziałaby Siostra jeszcze coś o rodzicach i o rodzinie. Przecież rodzice żywo uczestniczą w życiu kościoła – jaki to ma wpływ na życie całej Waszej rodziny?
Moi rodzice Krystyna i Henryk dali mi miłość, wychowali mnie do życia, wiary, uczyli mnie modlitwy. Jako dziecko często widywałam ich na kolanach, z różańcem w ręku. Zawsze mi dodawali odwagi, wspierali mądrością i nade wszystko modlitwą. Mam brata Grzegorza o rok starszego, dobrze się rozumiemy i cenię sobie jego przyjaźń. Oboje jesteśmy darem Maryi, wyproszonym przez rodziców, oczekiwali nas 10 lat.
Cała moja rodzina uczestniczyła w rozeznawaniu, w tej wielkiej przygodzie wiary, o której mówiłam wcześniej. Jestem przekonana, że to co się wydarzało, pogłębiło ich wiarę w moc Słowa i Bożych obietnic i ufność w Bożą Opatrzność. Rodzice okazali się wiernymi towarzyszami, za co im bardzo dziękuję.
Dlaczego właśnie zakon kontemplacyjny?
Każdy zakon jest kontemplacyjny i apostolski. Prymat Boga w życiu każdej wspólnoty musi być czymś najważniejszym. Istnieją zakony klauzurowe, tam siostry nigdy nie opuszczają klasztoru, ale apostołują w ukryciu poprzez modlitwę.
Najprościej mówiąc kontemplacja jest widzeniem świata i ludzi oczami samego Jezusa. Szukaniem tego czego Jezus szuka i kochaniem tak jak i tego co Jezus kocha. Chodzi o to by być z Jezusem, żyć z Nim, z nim rozmawiać i Go słuchać.
Modlitwa jest bramą na wejście Boga w nasz świat i wejście nas w świat Boga. Do modlitwy zaproszony jest każdy. Kontemplacja nie jest zarezerwowana dla sióstr klauzurowych.
Może coś o życiu wydawało by się dla nas egzotycznym, czy można coś zrobić by przybliżyć te dwa światy?
Wydaje mi się, że mówienie o życiu zakonnym jako egzotycznym jest jakimś sloganem, czymś co się utarło i jest powtarzane jako pewnik, gdy po refleksji … To dwa sposoby przeżywania chrześcijańskiego życia. To życie różni się, ale nie aż tak bardzo jak myślimy. Egzotycznym może być dla nas życie tybetańskich mnichów, czy afrykańskich szamanów ale nie życie chrześcijańskich sióstr, które tak jak każdy chrześcijanin żyją dla i z Jezusem.
Sobór Watykański II miał wizję Kościoła, na nowe czasy. Kościoła, którego cechuje wspólnotowość, służebność i otwartość. Kościoła małych wspólnot, które mają tworzyć zarówno osoby oddane na wyłączną służbę Bogu jaki żyjące w rodzinie, będąc „zaczynem” ewangelicznego życia w świecie.
Ideał służby i otwartości na innych dotyczą nie tylko wspólnot zakonnych ale każdej ochrzczonej rodziny.
W życiu każdego z nas, nas jako wspólnoty musi mieć miejsce nieustanne wychodzenie z naszego egoizmu, z poczucia samozadowolenia i wygody, ku innym. Ten ruch jest konieczny: wychodzenia i przyjmowania, które jest gościnnością. Ruch wychodzenia i szukania.
Różne formy życia w Kościele pozwalają na różnorodność przeżywania relacji z Bogiem i między sobą.
To wzajemne przenikanie się może być dla wielu niewidoczne, ale w rzeczywistości duchowej , nadprzyrodzonej następuje integracja, wzajemne dotykanie życia i szukanie dobra, piękna w innych.
Co osobiście dla siostry znaczy przeżywany rok życia konsekrowanego, czego się Siostra po nim spodziewa?
Chcę wsłuchiwać się nieustannie w oczekiwania Kościoła i współczesnego człowieka. Pytać Boga „czego chcesz ode mnie Panie”, co chcesz abym uczyniła, co jeszcze oddała ze swego życia, by bardziej jeszcze podobać się Bogu.
To czas na wewnętrzną odnowę. Na pozwolenie Duchowi Świętemu, by prowadził, kierował i działał, tak by w Kościele rodziły się wciąż nowe dzieła. Dzieła, które rodzą się z wiary, z tego co po ludzku niemożliwe. Zastanowiły mnie kiedyś słowa papieża Benedykta XVI, mówił, że za mało jest w Kościele radości płynącej z wiary, z działania Ducha Świętego, za dużo tego co ludzkie.
W ten sposób pozbawiamy się radości płynącej z wiary. Proszę Boga by uwolnił mnie ode mnie samej, tak by moje życie było życiem Jezusa.
Rok życia konsekrowanego jest okazją do ukazania na nowo piękna życia konsekrowanego, które jest skarbem Kościoła, strumieniem łask. Pobudza mnie samą do poświęcania uwagi posłudze towarzyszenia pomagającej w rozeznawaniu powołania. Papież Franciszek ma oczekiwania, że osoby konsekrowane będą współdziałać z rodzinami w wychowywaniu młodych, że będą gromadzić wokół siebie osoby świeckie tworząc tzw. rodziny charyzmatyczne, dzielące ducha i misję.
Największy dar jaki mogłam otrzymać w tym szczególnym roku łaski to zatwierdzenie przez Arcybiskupa częstochowskiego Wacława Depo Wspólnoty Sióstr Karmel Ducha Świętego, którą tworzę razem z czterema siostrami. Stało się to 2 lutego w Dniu Życia Konsekrowanego, czytam to jako szczególny znak Bożej Opatrzności. Jest to wspólnota, która chce się modlić i żyć wspólnie w przyjaźni, towarzysząc duchowo ludziom w różnym wieku, szczególnie jednak młodym. Chcemy, żyć ubogo, świadcząc o Bożej Opatrzności, żyjąc z jałmużny. To, że jesteśmy, zawdzięczamy św. Teresie od Jezusa, której Jubileusz 500-lecia świętujemy właśnie w tym roku. Obrałyśmy Ją za Matkę i Mistrzynię życia, a raczej, tak to czuję, Ona nas wybrała i w roku swego Jubileuszu wyprosiła u Boga łaskę powołania w powołaniu.
Jak doszłyście do przekonania że Bóg chce takiej wspólnoty w Kościele i to właśnie siostra ze swoimi współsiostrami macie ją założyć, jak przy tym wszystkim zachować pokorę? Przecież jest pokusa że się jest lepszym od innych bo tworzy się nowe wzniosłe dzieła – Boże dzieła?
Przed 14 laty, podróżując po Norwegii zawędrowałam aż pod koło biegunowe, do klasztoru Karmelitanek bosych w Tromso. Spędziłam tam kilka dni, na pożegnanie siostra przełożona powiedziała mi, że „ryzyko jest przywilejem miłości”. Dzisiaj wiem, że żeby iść za wielkimi pragnieniami, które Bóg zawsze mi dawał, trzeba jak mówiła św. Teresa od Jezusa wiedzieć, że cieszymy się względami u Boga, że jesteśmy kochani przez Niego, że on zawsze chce nam dawać darmo, z tego co ma. Swemu Synowi Bóg dał wszystko. Dlaczego i nam miałby nie dać w Jezusie wszystkiego. Ja prosiłam uparcie i ufnie, by wiedzieć czym Bóg chce mnie obdarować. Modlitwa jest bramą, prze którą Bóg komunikuje.
Na przestrzeni wieków ludzie pytali Jezusa co maja czynić aby mogli wykonywać dzieła Boże. Dlaczego ja miałabym nie pytać? Jezus im odpowiadał. Prosił by uwierzyli w Niego, zaufali Jemu i Kościołowi. To On widzi całość, dlatego wiara w Jezusa i wsłuchiwanie się w Słowo, pozwala czynić krok za krokiem. Słowo, które ja spotykałam nie tylko na modlitwie, w pragnieniach pojawiających się w moim sercu, na Eucharystii, ale także w spotkanych osobach, w wydarzeniach. To wsłuchiwanie jest dla mnie przygodą, trwającą wiele lat.
Jeden z ojców jezuitów powiedział mi, że Jezus nie da się pochwycić, ale daje znaki, które trzeba odczytać, znaki te mogą być niepozorne, niejasne.
Towarzyszenie duchowe, posłuszeństwo kierownikowi duchowemu, spowiedź jest w rozeznawaniu wezwania Boga kluczowe. Dalej posłuszeństwo Kościołowi hierarchicznemu, biskupowi. Charyzmat musi być sprawdzany. Trzeba zaufać autorytetowi Kościoła.
Bóg nigdy nie zostawiał nas samych w poszukiwaniach, dawał nam takich kapłanów, którzy widzieli bóle rodzenia, tajemnice powstawania nowego życia, tam gdzie inni widzieli porażkę, zuchwalstwo, niedorzeczność, mrzonki.
W 2012 roku pojechałyśmy z naszymi pragnieniami do Rzymu na spotkanie z o. Generałem karmelitów bosych, by rozeznał czy nie biegniemy na próżno. Usłyszałyśmy, że nasze pragnienia mieszczą się w powołaniu i misji Karmelu. On był dla nas autorytetem. Umocnione mogłyśmy uczynić kolejne krok. Myślę, że trudniejszym jest odpowiedzenie na powołanie w powołaniu gdy się siostrą zakonną już jest niż podjęcie decyzji wstąpienia do zakonu.
Wspomniałam o modlitwie. Potrzebna jest by wytrwać próby. Pragnienia bowiem wymieszane są z egoizmem, ambicjami, ludzkim myśleniem, stawianiem warunków, własnych upodobań i planów. Jezus nie gasi pragnień ale je oczyszcza, także poprzez cierpienia i trudności, dlatego i one są znakiem dla szukających dróg Bożych.
Modlitwa pomaga także w rozpoznawaniu znaków czasu, potrzeb współczesnego człowieka i Kościoła. Zgodność pragnień służenia z potrzebami Kościoła jest kolejnym znakiem. Pragniemy towarzyszyć duchowo, pomagać ludziom przez indywidualne spotkania wzrastać, a o taką posługę woła Kościół. Pragnienia są więc odpowiedzią na potrzeby
Oddanie się Maryi, zawierzenie Jej przyspiesza wszelkie sprawy. Trzeba prosić wstawiennictwa całego nieba i trwać w zaufaniu, nawet jeśli wszystkiego nie rozumiem.
Pokora to chodzenie w prawdzie jak mówiła św. Teresa. Pytał Pan jak zachować pokorę kiedy tworzy się dzieła Boże. Ja nie tworzę dzieł. Wiem kim jestem i wiem, że Bóg daje komu chce, jak chce i to On czyni te dzieła. Bóg mnie i moje siostry zaprosił do współpracy z Sobą, wcześniej uniżając bym sobie nie przypisywała niczego i pamiętała, że Jezus jest jedyną racją naszego bycia razem.
Wiem, że jak to powiedział na rekolekcjach ignacjańskich jeden z ojców „o wiele więcej jest pokory w trzymaniu się razem, we wspólnocie. Sama wspólnota jest darem Ducha Świętego”. Zobowiązały się ,że nie podejmiemy żadnej decyzji bez konsultacji z sobą nawzajem. Tej zależności, słuchanie siebie, posłuszeństwa, uczymy się cały czas.
Każdy z nas jest powołany do współpracy w czynieniu dzieł Bożych jedni małych drudzy dużych, w pełnieniu ich przeszkadza często brak odwagi, pewności bycia kochanym i tzw. fałszywa pokora czyli mniej więcej to co nazywamy kompleksem niższości.
Ze względu na ciekawe pytania pana Bogusława redaktora gazetki parafii Matki Bożej Różańcowej w Chropaczowie na Śląsku zamieściłyśmy fragmenty wywiadu jaki udzieliła jedna z nas.