Wielu z nas korzysta z psychoterapii. Ważne, by przy jej wyborze być świadomym, jaka wizja człowieka stoi u jej podstaw. Nie można być bezkrytycznym. Istnieją kierunki psychologiczne, które nie odpowiadają na pytanie o to, kim jest człowiek, jaki jest cel i sens jego życia.

Człowiek stanowi niepodzielną jedność i nie można oddzielić sfery psychicznej, fizycznej od duchowej. Chcę powiedzieć o idei samorealizacji, która może być proponowana w ramach psychoterapii.

Ideą pojęcia samorealizacji jest przekonanie, że najważniejszym dążeniem człowieka jest urzeczywistnienie wszystkich możliwości, talentów, zdolności i pełny rozwój jego osobowości. W tym modelu życia mieści się logika „ja” – autora siebie samego, własnego życia, własnych osiągnięć i sukcesów. Swoją pozytywność buduję własnymi rękami, opieram się na widzialnych rezultatach.
Zatem na początku, na środku , na końcu jest „ja”.
Tłem samorealizacji jest nazbyt optymistyczne przekonanie o dobroci ludzkiej natury, dzięki której człowiek – jeśli mu tylko nie przeszkadzać – jest zdolny do zdrowego i twórczego rozwoju i pomyślnego rozwiązania wszelkich konfliktów i trudności. W wielu krajach samorealizacja stała się ideologią, religią. Łaska nie jest potrzebna, wartości nie mają charakteru obiektywnego. Osoba przywłaszcza sobie prawo określenia, co jest wartością, własnych kryteriów działania, własnych norm, decydowania o tym, co jest dobre a co złe.
Taka osoba jest zdolna zaakceptować siebie, tylko gdy inni doceniają i akceptują. Nie zaryzykuje niewiadomej, porażki, błędu. Zatem może nie podejmować większych decyzji.

Jakie „ja” jest promowane prze ten model?
To „ja” ceniące sobie autonomię, autoafirmację, wolne od zahamowań, uwalniające się z odpowiedzialności za innych.
Konfliktowość w relacjach u takiej osoby jest wielka. Potrzebuje porównywać się z osiągnięciami innych, skłonna jest do zazdrości, dyskretnej radości z niepowodzeń innych, złości z powodu sukcesów, poczucia niższości wobec lepszych, zarozumiałości wobec gorszych, antypatii, depresji, niechęci wobec siebie.

Dlaczego samorealizacji nie można pogodzić z chrześcijaństwem?
Szczytem chrześcijaństwa nie jest realizacja siebie, ale otwarcie na innych, jest ofiarowanie siebie, przezwyciężenie siebie, stawanie się gotowym do służby. Kto za bardzo szuka siebie, ten nigdy się nie znajdzie.

Tłem powyższego stwierdzenia jest nazbyt optymistyczne przekonanie o dobroci ludzkiej natury, dzięki której człowiek, jeśli mu tylko nie przeszkadzać, jest zdolny do zdrowego i twórczego rozwoju i pomyślnego rozwiązania wszelkich konfliktów i trudności. W naszych czasach jesteśmy szczególnie ukierunkowani na nasz psychiczny wymiar i jego uzdrowienie. Cechuje współczesnego człowieka nieumiejętność tolerancji przeżywanych stanów psychiczno duchowych. Nie tolerujemy dyskomfortu, nie chcemy odczuwać napięcia czy braku satysfakcji. To wszystko widziane jest jako przeszkoda w funkcjonowaniu.

Oczywiście możemy zakreślić sobie plan życia, ustalić drogę rozwoju siebie, marzyć, szukać coraz to nowych bodźców dostarczających przyjemności. Ale to wszystko ma słabość – poruszamy się w sferze naszych ludzkich, naturalnych działań. Ale czy chcemy naprawdę poświęcić wszystkie energie swoim, tylko ludzkim dokonaniom? Im bardziej budujemy na sobie, tym większe fiasko przeżyjemy.
Czy chcemy na sobie doświadczyć, do jakiego stopnia pustki i smutku jesteśmy w stanie dojść bez Boga? 

Zobaczmy, co się dzieje przy wyborze powołania/w szerszym rozumieniu, nie jako powołanie życiowe ale zadanie, projekt, plan Boga wobec mnie/ Jeśli dokonuję go na podstawie własnych talentów, to nie będę mógł wybrać żadnego projektu jeśli nie będę mieć pewności, że posiadam wszystkie umiejętności i spełnię doskonale to zadanie. Nie ma miejsca na podjęcie ryzyka, zaryzykowania życia, swojej twarzy, wzięcia odpowiedzialności za siebie i innych, zawierzenia Bogu, wejścia w niepewność, w niewiadomą.
I tak, to co wydaje mi się, że mam, coś, co znam, może stać się ograniczeniem, przeszkodą, by zaryzykować.

Ten, kto czyni z samorealizacji cel, naraża się na niebezpieczeństwo uzależnienia od innych rzeczy, sytuacji, osób , środowisk. Ocena siebie będzie zależeć wtedy od roli, którą się pełni, od zalet które można pokazać, od tego co można dać, od zdobytych tytułów i coraz większych zdobytych kompetencji. Taka osoba nie odkryje, że jest obdarzona zdolnościami w innych dziedzinach, nie otworzy się na nowe perspektywy.